Reklama

Jestem jedną z pięćdziesięciu osób na świecie, która kocha Katowice. Przynajmniej tyle osób każdego miesiąca oznajmia to swoje uczucie w wyszukiwarce Google. Wkrótce nadejdzie wrześniowy przypływ uczuć dla Katowic. Zbliżają się dni miasta. Od kilku lat organizowane są pod hasłem „Kocham Katowice”. Skoro zakochanych w Katowicach jest ciągle tak mało to postanowiłem podzielić się swoimi uczuciami, a nuż kogoś skłonię do zmiany stosunku do śląskiej stolicy?

Za rok Katowice skończą 150 lat. Trudno nie zauważyć, że większość browarów chwali się dłuższą historią w swoich reklamach i na butelkach. Półtora wieku, jak na miasto to strasznie mało. Najstarsze znane ludzkości miejscowości liczą sobie po 10 tys. lat. Nie jest to raczej mocna strona stolicy Śląska. Ja jednak kocham Katowice nie za mury czy ulice, ale właśnie świetne opowieści z tej krótkiej historii.

Reklama

Jak tu nie kochać miasta, którego pierwszy prezydent, a raczej powinienem napisać nadburmistrz, okrada go, ucieka do Stanów Zjednoczonych i ostatecznie ląduje w chlewiku, ścigany przez masonów?

Louis Diebel, bo o nim mowa, przez sześć lat władał Katowicami. W 1871 r. postanowił zabrać z kasy miejskiej 15 tys. talarów i uciec do USA. Dla porównania budżet powstającej wówczas linii kolejowej z Bałtijska przez Kaliningrad do Ełku wynosił 13,5 tys. talarów. Nadburmistrz doprowadził finansowo Katowice do ruiny.

Działo się to na pięć lat przed wynalezieniem przez Alexandra Bella telefonu. Dlatego dla mnie nieprawdopodobne jest, że w ciągu kilku miesięcy, Diebel został zatrzymany, deportowany i osądzony w Katowicach. Ponieważ w mieście nie było jeszcze budynku sądu i więzienia to czas procesu spędził przetrzymywany w chlewiku.

Jak udało się odnaleźć nadburmistrza za oceanem w epoce bez telefonu i internetu? Zdaniem historyków dzięki pomocy innej globalnej sieci – masonów z katowickiej loży Johannis-Loge zum Licht im Osten zu Kattowitz. Poprosili oni amerykańskich kolegów o pomoc a oni złapali katowickiego prezydenta w Baltimore. Przy czym Diebel miał tak pański gest, że do czasu ujęcia, przepuścił prawie równowartość połowy torów z Bałtijska do Ełku.

Dziś niestety prezydenci o podobnym do Diebel’a charakterze lądują jedynie na żółtym pasku TVN24, bo przy wirtualnym pieniądzu i technologii ciężko już dokonywać oszustw z taką gracją i stylem. Wszak w czasach procesu Diebel’a Thomas Alva Edison dopiero pracował nad fonografem, który opatentował w 1878 r. Dziś następcy tego urządzenia sieją popłoch wśród klasy politycznej na świecie.

Dla mnie historie tego rodzaju są lepszym argumentem za kochaniem miasta niż piękne mury, place czy ulice. W Katowicach brakuje nam wspólnych miejskich legend i opowieści. Jeśli macie swoje historie, za które pokochaliście lub kochacie Katowice podzielcie się nimi w komentarzach. Może uda się stworzyć naszą prywatną historię miasta na nowo?

Ewentualnie wpiszcie w Google hasło „kocham Katowice”. Będę śledzić statystyki Google. Policzmy się przed urodzinami miasta! Wspomnę tylko, że i tak jest nas dużo. Według Google’a, Warszawę kocha zaledwie 40 osób.

Reklama

9 KOMENTARZE

  1. Ja niestety nie znam żadnej tego typu opowieści o Katowicach, ale za to kliknęłam w google „kocham katowice” i widzę, że nie jest tak źle, bo już pierwszy wynik to fanpage na facebooku Kocham Katowice, którego lubi prawie 7000 osób:)

    A tak poza tym gratuluję świetnego tekstu. Mam nadzieję, że to dopiero początek, bo chętnie dowiedziałabym się więcej:)

  2. @Monia … dzięki za sprawdzenie FB. tu rzeczywiście nie zajrzałem. ja bardziej wierzę Google niż Facebookowi. trudniej przy tym pierwszym zafałszować wyniki. poza tym profil „Kocham Katowice” jest prowadzony przez wydawcę Dziennika Zachodniego i moim zdaniem średnio angażuje społeczność – zaledwie kilka/kilkanaście like’ów pod postami.

  3. To mój 3 tydzień po przeprowadzce z Gdańska i mogę spokojnie powiedzieć, że industrialny duch miejsca działa i zaczynam kochać Katowice! Miłość to będzie niełatwa bo ścieżek rowerowych jest mało ale liczę, że w niedługim czasie Miasto się zaroweruje! (:

  4. Świetna historia! Słyszałam kilka lat temu opowieść związaną z Kościołem Piotra i Pawła w Katowicach jednak nigdzie nie mogłam znaleźć jej potwierdzenia i nie jest zweryfikowana.
    Otóż… były w kościele stare organy, ktore brzmiały okropnie i nawet osoby, którym słoń na ucho nadepnął skarżyły się proboszczowi aby coś z tym fantem zrobił… Proboszcz jednak był nieugięty. Do czasu. Do chwili gdy… w wieżę kościoła uderzył piorun i zrobił to w taki sposób, że praktycznie nie było większych start niż… stare organy. Więc stary sprzęt wymieniono i to na taki, że teraz odbywają się tam z powodzeniem koncerty muzyki kościelnej i nie tylko…

  5. Ja znam jedną ciekawą anegdotkę, choć nie wiem czy jest prawdziwa. Dotyczy Borek. Wiadomo, że Śląsk przez cale wieki był częściom różnych krajów, raz Niemiec, innym razem Czech czy Polski. Jak to bywa z mieszkańcami pogranicza nie był to dla nich problem, oni i tak czuli się Ślązakami.

    No ale jak po drugiej wojnie światowej najpierw wybudowano w Borkach stadion, a potem tą część dzielnicy przeniesiono administracyjnie do Sosnowca, bo na stadionie rozgrywało mecze Zagłębie, to mieszkańcy Borek płakali. Mówili, że nie jest ważne w jakim są kraju, ale przeniesienie ich do Sosnowca i wyrwanie ze Śląska było dla nich tragedią…

  6. Ja przyjechałem do Katowic na studia kilkanaście lat temu i od samego początku byłem pewny, że tego samego dnia, jak obronię magisterkę, od razu stąd uciekam. Pod koniec studiów znalazłem ciekawą pracę, więc zostałem, ale dalej myślałem, że po 2-3 latach i nabraniu doświadczenia poszukam pracy w innym fajniejszym mieście.

    No i jednak zostałem. Powolutku, powolutku miasto mnie wciągało i teraz nie myślę już o przeprowadzce. Najlepsze jest, że tak naprawdę nie wiem, co mnie tak wciągnęło. Na pewno ludzie ale nie tylko. Czuję, że jest jeszcze coś więcej, tylko nie umiem tego nazwać:)

  7. Według mnie tylko jacyś masochiści mogą mówić, że kochają Katowice. Zresztą z roku na rok jest tu coraz mniej osób. kto może ten ucieka..

  8. OK zgoda, część też umiera;) Ale jednak musisz przyznać, że w Warszawie, Krakowie, Nowym Jorku i Barcelonie też ludzie umierają, a jednak w tych miastach mieszka coraz więcej ludzi. A u nas odwrotnie…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Solve : *
15 + 23 =


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.