Reklama

„Mieszkamy wygodnie. Powinniśmy zacząć żyć ładnie”. Te słowa Prezydenta RP padły w czasie debaty „Gdzie chcemy żyć?” w Pałacu Prezydenckim. Jakość przestrzeni, w której żyjemy od wielu lat jest przedmiotem dyskusji w środowisku architektów, urbanistów i ruchów miejskich, stosunkowo niedawno jednak wkroczyła na najwyższe szczeble władzy. Wnioski z tej dyskusji zostały jednak przemilczane przez ogólnopolskie media, dlatego postanowiłem podzielić się z Państwem swoimi spostrzeżeniami.

Sam tytuł debaty okazał się dość niefortunny, powinniśmy raczej zapytać „jak powinno wyglądać miejsce, w którym żyjemy?”. Chociażby dlatego, jak powiedział p. Pietraszak z Fundacji Raczyńskich, że Polacy zachowują się trochę jak koczownicy, nomadzi, którzy chcą się jak najszybciej stąd wyprowadzić. Na pytanie „gdzie chcemy żyć”, wielu z nas odpowiedziałaby „byle nie tutaj”, co potwierdza liczba naszych emigrantów.

Reklama

Przywiązujemy dużą wagę do symboli i pomników, nie przekłada się to jednak na jakość przestrzeni publicznej. Licheń, zamek w Poznaniu, nowe gmachy instytucji publicznych, festiwal płyty granitowej na kolejnych ryneczkach w kilkutysięcznych miejscowościach, fontanny w otoczeniu rachitycznej zieleni, dizajnerskie ławki na ulicach, których funkcją dominującą jest pustostan, rezydencje i grodzone osiedla na przedmieściach. To wszystko przejawy absolutnego braku poczucia odpowiedzialności za wspólną przestrzeń. Władza buduje sobie pomniki, mieszkańcy odgradzają się od reszty społeczeństwa płotami i murami. Budujemy sobie złote klatki, enklawy dobrobytu, nie patrząc na szerszy kontekst i skutki takich działań.

Nie zabrałem głosu w tej dyskusji, nastawiłem się raczej na słuchanie – w końcu, oprócz Prezydenta, przedstawicieli rządu i wszystkich instytucji, które mają wpływ na naszą przestrzeń, architektów i urbanistów, prezydentów, burmistrzów, sołtysów, naczelników wydziałów architektury i budownictwa, profesorów, doktorów i magistrów, architektów krajobrazu, aż po organizacje społeczne i zawodowe, w tym SARP, TUP, Miasto Moje A W Nim, Związek Deweloperów… Słowem – byli tam chyba wszyscy, którzy o przestrzeni życia Polaków mogą powiedzieć znacznie więcej niż ja. Część z nich otrzymała za swoje zasługi odznaczenia państwowe, co dobitniej świadczy o randze wydarzenia.

Słuchałem więc. A z każdą godziną traciłem nadzieję. Oto wnioski, które się pojawiły:

1. Wszyscy, jak jeden mąż, zgadzają się co do potrzeby zmian. I to zmian w kierunku ograniczenia swobody obywateli w ich wpływie na przestrzeń. Tak! Otóż okazuje się, że zwykły obywatel, dla dobra krajobrazu, nie powinien samodzielnie wybierać koloru elewacji swojego domu, kształtu dachu ani wieszać na elewacji tablic reklamowych bez zgody odpowiedniego organu władzy.
2. Należy zlikwidować tzw. WZ-tki. W opraciu o warunki zabudowy realizuje się większość inwestycji w Polsce, a miało być to rozwiązanie tymczasowe.
3. Należy w trybie pilnym wprowadzić zapisy prezydenckiej ustawy „o krajobrazie”
4. Należy edukować. Uczyć, uświadamiać i wciskać ludziom do głów, niezależnie od wieku i pozycji w hierarchii społecznej, że dobrze zaplanowane miasto, dobrze zorganizowana przestrzeń to nie tylko kwestia estetyki ale również etyki i ekonomii.
5. Zawodu Urbanisty w Polsce już nie ma. A dokładnie jest w likwidacji. Pojawiają się pomysły, by zawód architekta mogli wykonywać również inżynierzy budownictwa. Deregulacja, być może spowoduje, że będzie się budowało taniej. Ale czy jest to jedyna cecha przestrzeni zbudowanej, która jest dla Polaków istotna?
6. Cały proces planowania miasta, od samego początku, powinien być konsultowany z mieszkańcami. I to najlepiej w dniach i godzinach kiedy mieszkańcy mają na to czas. „Uczestniczenie w procesie kształtowania przestrzeni przez mieszkańców wydaje się być nakazem chwili” – powiedział senator Janusz Sepioł o Budżecie Obywatelskim.
7. Musimy przygotować się na walkę. Wręcz na wojnę o przestrzeń. Choć chcielibyśmy, by była to wojna bez ofiar.

Z dyskusji wynika, że obywatele w prawie 80% chcą zmian prawnych, żeby było ładniej. Ale mało kto zapłaciłby więcej za szlachetny tynk na swoim bloku zamiast takiego typowego żółtego, akrylowego, z wyprzedaży.

Parlament może by i już dawno wprowadził zapisy chroniące krajobraz, ale przecież firmy wiatrakowe, reklamowe, deweloperskie mogły by wtedy stracić dużo pieniędzy. Z drugiej strony firmy reklamowe i deweloperskie popierają zmiany idące w kierunku uporządkowania przestrzeni – przecież ceny nieruchomości zależą w dużej mierze od okolicy, w której się znajdują. Jeśli okolica jest ładna – ceny są wyższe a oni więcej zarobią. A przynajmniej tak deklarują.

Niestety, działki w centrum są drogie, a pod miastem są tanie. Miasta mogłyby zablokować zabudowę kolejnych pól rolnych pod miastem, ale przecież nasze miasta się wyludniają! Samorządy muszą więc jakoś zachęcić ludzi, by się w nich osiedlali. A robi się to poprzez budowę nowych osiedli. Tanich. Czyli raczej na dawnym polu buraków a nie na rekultywowanym terenie po zamkniętej kopalni.

I tak architekci walczą z samorządami, samorządy z urbanistami, urbaniści z deweloperami, deweloperzy z bankierami, bankierzy z mieszkańcami, mieszkańcy z architektami a na koniec pojawiają się ekolodzy, konstruktorzy, konserwatorzy i architekci krajobrazu. Każdy z nich chciałby żyć w ładnym i wygodnym kraju.

Problem w tym, że każdy z nich widzi rozwiązanie problemu gdzie indziej. A właściwie wszędzie tylko nie u siebie. Oto kilka przykładów z życia:

1. Architekci chcą planów miejscowych. Urzędnicy z mozołem je tworzą. A dokładnie – rozpisują przetargi na ich stworzenie. A tworzą je urbaniści. Ci najtańsi oczywiście. Wspomniałem już, że zawód urbanisty jest w likwidacji? W dodatku o tym, że ktoś projektuje daną dzielnicę mieszkańcy dowiadują się gdy już jest za późno by cokolwiek zmienić. Plany te zatem nie odzwierciedlają potrzeb mieszkańców. Co więcej, gdybyśmy zabudowali wszystkie tereny, które w planach miejscowych są przeznaczone pod budownictwo, musiałoby nas być ze 140 milionów, żeby te lokale zapełnić.

2. Obywatel chciałby zbudować sobie dom blisko centrum. Zatrudnia architekta. Architekt musi dostosować się do planu miejscowego. Ale plan jeszcze nie powstał. Dostaje więc Warunki Zabudowy. Kto pisze Warunki Zabudowy? Urzędnik. Kto wybiera urzędnika? Czy, jako obywatele wiemy chociaż jak się nazywa osoba, która pełni tak ważną dla nas funkcję?

3. Prowadzący działalność w centrum miasta przedsiębiorca chce zawiesić szyld na elewacji budynku. Budynek ma prawie sto lat. Przedsiębiorca powinien dostarczyć projekt szyldu z wnioskiem do Urzędu. Tam dowie się, że decyzji nie można wydać bez zgody konserwatora. Konserwator nie ma czasu, bo musi chronić kilka tysięcy innych ważniejszych zabytków. Już po 2 miesiącach przedsięborcy się udaje i może zawiesić swój zgodny z przepisami szyld. Oczywiście jeśli właściciel kamienicy dał mu zezwolenie. Na koniec okazuje się, że na elewacji nie ma miejsca, bo wisi na niej 28 innych szyldów, tych, którzy o pozwolenie się nie prosili.

4. Poranna audycja w radiu publicznym: „w starym kinie kameralnym powstała Biedronka, dlaczego władze na to pozwoliły?”. Dzwoni słuchacz i mówi: „kiedy był Pan ostatnio w jakimś kameralnym kinie w małym miasteczku? A kiedy był Pan ostatnio w Biedronce?”

Jeśli, jako naród, stawiamy ponad wszystko wolność i swobodę, które w naszym mniemaniu oznaczają, że jeśli coś należy do mnie to mogę z tym robić co mi się podoba, a dominującą religią jest „wolny rynek”, nie powinniśmy się dziwić, że nasz kraj wygląda tak jak wygląda.

Ale w każdej z sytuacji kluczowa jest postać Urzędnika. On sporządza dokumenty, rozpisuje przetargi, wydaje decyzje, współpracuje z konserwatorem, architektem i nadzorem budowlanym. Albo nie współpracuje.

Jeśli Urzędnikowi się chce, jest kompetentny i ma odpowiednie narzędzia to miasta i wsie wyglądają nieźle. Czego dowodem są nagrodzone przez Towarszystwo Urbanistów najlepiej zagospodarowane przestrzenie publiczne. Wśród nich realizacje z miast takich jak: Chorzów, Zabrze. Tczew, Rydułtowy, Kock, Serniki, Biała Podlaska, Koziegłowy, Dzierzgoń.

Obecni na sali przedstawiciele tych miejscowości, a także sołtys wielokrotnie wcześniej nagradzanego Kamienia Śląskiego, podkreślali jak ważna jest współpraca samorządu z mieszkańcami i ekspertami, jak wiele czasu poświęcają na pozyskiwanie funduszy, jak wiele lat zajęło im wypracowanie pewnych standardów postępowania, które teraz zaczynają przynosić efekty.

W skrócie – nie da się tego zrobić jedną inwestycją w pomnik, salę koncertową czy kolejkę linową. Nie da się tego zrobić w jedną kadencję. Nie da się tego zrobić jedną ustawą, uchwałą czy zarządzeniem. Nie da się tego zrobić wbrew mieszkańcom, bez konsultacji z mieszkańcami, bez ich udziału.

A mieszkańcy powinni „nauczyć się patrzeć ze zrozumieniem”, korzystać z usług specjalistów, nie przyjmować kryterium ceny za jedyne właściwe, patrzeć władzy na ręce. Sprawą nadrzędną powinna być edukacja. Od przedszkola po wszystkie kierunki studiów. Dlatego, że jako naród jesteśmy analfabetami w dziedzinie chronienia krajobrazu przed nami samymi.

Cytując jeszcze raz Prezydenta Bronisława Komorowskiego: „Im więcej dzisiaj uda się uchronić tym mniej w przyszłości trzeba będzie ratować”.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Solve : *
12 + 17 =


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.