Tomasz Szpyrka - radny, dyrektor oraz Marcin Krupa, prezydent Katowic w trakcie otwarcia basenu / fot. InfoKatowice.pl
Reklama

Katowicka policja prowadzi ciągle postępowanie w sprawie systemu detekcji utonięć (DPS), który miał zostać uszkodzony przez firmę, która zajmuje się jego obsługą. Sprawę do prokuratury zgłosiły Katowickie Wodociągi zarządzające basenem Brynów, ale nie po samym zdarzeniu, dopiero 11 dni później, po tym jak InfoKatowice.pl, zaczęło dopytywać dlaczego system nie działa. Na miejsce w trakcie rzekomego „niszczenia systemu” nie wezwano też policji. Firma, która go montowała zarzuca miejskiej spółce, że to właśnie Katowickie Wodociągi uszkodziły elementy systemu i jak twierdzi odebrała spółce część gwarancji. Mało tego, wcześniej Tomasz Szpyrka, radny Forum Samorządowego i jednocześnie dyrektor od basenów w Katowickich Wodociągach, sam chciał pozbawić Katowickie Wodociągi gwarancji, wysłał w tej sprawie do firmy Oderon pismo, domagał się uzyskania dostępu do systemu detekcji utonięć, który tak naprawdę na basenach Brynów i Burowiec nigdy nie działał. Katowice kupiły tylko sprzęt (hardware) a nie oprogramowanie (software), przez co system, którym chwaliło się miasto, w teorii jest, w praktyce na tą chwilę jest źródłem problemów i wyrzuconych w błoto pieniędzy.

Zapytaliśmy, kto podjął decyzję o tym, że miasto osobno kupi sprzęt i oprogramowanie na system detekcji utonięć. Chodziło nam o konkretną osobę odpowiedzialną za decyzję, która ostatecznie skutkuje tym, że Katowice nie tylko nie mają takiego działającego systemu na miejskich basenach, to jeszcze są stroną w sprawie, którą teraz zajmuje się prokuratura.

Reklama

„Pojawiła się możliwość podziału, z której skorzystał Zamawiający a podwykonawca firma ODERON wyraziła na to zgodę informując jednocześnie, że nie będzie problemu ani przeszkód w zakupie licencji wraz z oprogramowaniem” – poinformowała nas Agnieszka Jaszkaniec z Katowickich Wodociągów. Tutaj obie strony są zgodne. Z tym, że warunki jak podkreśla szef firmy Oderon muszą być realna do spełnienia.

„Poprzednio ogłoszone postępowanie narzucało reżim czasowy nierealny, stąd nie mogliśmy podjąć się zadania. Należy pamiętać, że po zakupie licencji, trzeba przeprowadzić prace konfiguracyjne, które wymagają czasu o czym wielokrotnie informowaliśmy Zarządzającego (tym bardziej niezrozumiały był przewidziany na realizację termin w poprzednim postępowaniu). Dodam także, że to nie spółka Oderon podjęła decyzję o czasie, w którym licencje zostaną zakupione i o tym, że basen po otwarciu funkcjonował bez działającego systemu, a postepowanie na zakup licencji ogłoszono w lutym 2021r czyli około 9 miesięcy po otwarciu basenów i ponad 12 miesięcy po zamontowaniu sprzętu. Dodam w tym miejscu, iż od momentu przekazania nam decyzji o podziale zamówienia, wielokrotnie informowaliśmy, iż zakup licencji powinien nastąpić bezpośrednio po montażu sprzętu, przy udziale Inżynierów producenta” – mówi nam Tomasz Darmoliński, szef firmy Oderon.

Efekt jest taki, że system nie działa, a prokuratura i policja sprawdzają co się podziało w marcu zeszłego roku, kiedy to firma Oderon, jak podkreśla, została wezwana przez Katowickie Wodociągi na basen Brynów. Wtedy ustalono, że doszło do ingerencji w system (kamery). Przebywający na miejscu (5 marca) pracownicy serwisujący system byli nadzorowani przez pracowników Katowickich Wodociągów. 8 marca, czyli trzy dni po wizycie firmy na obiekcie, dyrektor Tomasz Szpyrka wysłał pismo do właściciela firmy. Chciał kodów dostępu i haseł do kamer, zrzekał się w tym piśmie gwarancji na de facto nowy system. Z tym, że Oderon był gwarantem dla NDI (wykonawcy inwestycji), a nie dla Katowickich Wodociągów.

„Nie utracono gwarancji na jakikolwiek element systemu. Firma Oderon z Sosnowca sama sabotowała swoje usługi serwisowe/ reklamacyjne. Gwarantem jest Główny Wykonawca firma NDI , który jest w sporze ze swoimi podwykonawcami firmą ODERON oraz SPMF z Rudy Śląskiej” – tłumaczy nam Agnieszka Jaszkaniec. Nie jest to jednak prawda. Firma Oderon nie jest w sporze z NDI, co potwierdziło nam NDI.

„NDI nie jest w sporze z firmą ODERON. Chcielibyśmy jedynie doprowadzić do skutecznego wyjaśnienia zaistniałej sytuacji oraz doprowadzenia do stanu, w którym przekazano kamery w dniu odbioru obiektu” – wyjaśnia nam Magdalena Skorupka-Kaczmarek z NDI.

Po drugie Oderon utrzymuje, że odebrał gwarancję na elementy systemu.

„Zarzucanie spółce dewastacji sprzętu, co do którego miała być gwarantem przez 5 lat, jest daleko idącym pomówieniem, wszystkie prace serwisowe wykonywane były w asyście pracowników Zarządzającego pod nadzorem monitoringu i potwierdzone protokołami – trudno to nazwać dewastacją” – dziwi się Tomasz Darmoliński, szef firmy Oderon. Dodaje, że firma wysłała do NDI pismo w sprawie odebrania gwarancji na część systemu.

„Firma Oderon poinformowała pisemnie generalnego wykonawcę o utracie gwarancji na elementy systemu , na których stwierdzono ingerencje osób trzecich oraz wykonanie na zainstalowanym osprzęcie  resetu  ustawień i konfiguracji dokonanych podczas procesu instalacji i uruchomienia testowego. Jednocześnie objęte gwarancją  instalacje zostały skonfigurowane jako całość rozwiązania i przygotowane pod instalacje oprogramowania docelowego DPS. Podczas jednej z wizyt serwisowych stwierdziliśmy, iż dostarczony system został zresetowane i przywrócony do ustawień fabrycznych, co tym samym skasowało  wykonane ustawienia a w przypadku kamer wgrane specjalne przygotowane pod system DPS  oprogramowanie układowe. Dodatkowo po kolejnym wezwaniu gwarancyjnym , zaproponowaliśmy wykonanie bezpłatnego przeglądu wszystkich urządzeń, czego kategorycznie odmówił zarządzający  obiektem” – mówi nam Darmoliński.

Zapytaliśmy też NDI, czy według nich firma Oderon sabotowała swoje usługi – jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało.

„Działania naszego podwykonawcy (firmy Oderon) były wykonywane na obiektach bez naszej wiedzy i obecności więc nie możemy zajmować stanowiska w tej sprawie. Trwa tu postępowanie wyjaśniające w prokuraturze” – poinformowała nas Magdalena Skorupka-Kaczmarek z NDI.

Przypomnijmy, sprawę do prokuratury zgłoszono dopiero po naszych pytaniach o niedziałający system – 11 dni po zdarzeniu. W dodatku skierowano ją do niewłaściwej terenowo prokuratury, przez co przeleżała sobie kilka miesięcy „na półce”. Dopiero po naszych pytaniach, co się dzieje w sprawie, ostatecznie przekazano ją do właściwej prokuratury. W międzyczasie dyrektor Tomasz Szpyrka, gdy był pytany na komisjach rady, co się dzieje z systemem detekcji utonięć, za każdym razem odpowiadał, że w „sprawie toczy się śledztwo”, a tak naprawdę przez długi czas nic się nie działo.

Reklama

2 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Solve : *
21 + 28 =


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.