Stacjonarne obrady Komisja Skarg, Wniosków i Petycji / fot. InfoKatowice.pl
Reklama

Radni na Komisji Skargi, Wniosków i Petycji jechali po bandzie. Nie dość, że przegłosowali uchwałę tak naprawdę mówiącą o tym, że miasto może robić radnych w balona i de facto nie odpowiadać im rzeczowo na pytania i interpelacje, to jeszcze pokazali, że są granice, których nie wolno przekroczyć. Tą granicą jest skarga na prezydenta. Przewodniczącemu komisji tak bardzo śpieszyło się, żeby ukręcić łeb sprawie, że aż próbował odebrać głos radnemu, niemal łamiąc przy tym Regulamin Rady Miasta Katowice. W końcu skarżenie się na działalność prezydenta to zdaje się wystarczający nietakt, a dyskusja w tej sprawie wdaje się wręcz nadmierną bezczelnością. Padło też stwierdzenie o załatwianiu spraw przy „krótkim stole”, do którego chyba nie wszyscy mają dostęp. 

Skargi na działalność prezydenta są zawsze ciekawe z prostego powodu. Rady są podporządkowane prezydentom, których mają kontrolować. Nie inaczej jest w Katowicach. Dlatego zawsze bardzo pouczające jest obserwowanie, co radni wymyślą, żeby ukręcić sprawie łeb. Tym razem sytuacja była o tyle ciekawa, że na działalność prezydenta poskarżył się katowicki radny Dawid Durał (Mieszkańcy dla Katowic). Poskarżył się na nadzór prezydenta nad wiceprezydentami, którzy nie odpowiadają merytorycznie na interpelacje i wnioski.  „Pytam o dżem, odpowiada mi się o lesie” – mówił radny.

Reklama

Efekt „ugaczaka”

Przewodniczący Komisji Skarg, Wniosków i Petycji radny Damian Stępień tłumaczył na komisji, że prezydent część swoich obowiązków dzieli m.in. pośród wiceprezydentów, którzy radnemu odpowiedzieli na pisma. Z tym że według logiki przewodniczącego komisji, gdyby w tych pismach na pytania np. o ilość środków, które miasto chce wydać na walkę z niską emisją (o to m.in. pytał radny Durał), wiceprezydenci odpowiedzieli „ugaczaka ugaczaka” byle było to podpisane i przeszło właściwą drogę w urzędzie, to byłoby wszystko w porządku.

„W tym stanie sprawy zarzut braku nadzoru prezydenta miasta Katowice nad podległymi pracownikami należy uznać za bezzasadny” – mówił Damian Stępień, powołując się na przygotowaną w tej sprawie uchwałę.

„Pan prezydent podzielił kompetencje i nie bierze odpowiedzialności za to, co który z wiceprezydentów odpisuje? Druga sprawa, organem samorządu terytorialnego jest tylko prezydent, a nie wiceprezydenci” – stwierdził radny Dawid Durał, odnosząc się do przygotowanej na komisję uchwały. „Zapisano tutaj, że odpowiedziano na moje pytania. Szanowni państwo, czy jeżeli zapytacie o dżem, a odpiszą wam o lesie, to jest udzielona odpowiedź na zapytanie tudzież interpelacje?” – dodał.

„Nie mamy pańskiego płaszcza”

Im dłużej trwała komisja, tym absurdalniej było. Radnemu Durałowi na wątpliwości odpowiadał przewodniczący komisji.

„Pan radny był uprzejmy złożyć skargę na pana prezydenta, że nie sprawuje prawidłowego nadzoru nad wiceprezydentami. Udało nam się, wydaje mi się wykazać, że ten nadzór jest sprawowany. Natomiast w jaki sposób pan ocenia ten nadzór, to już jest inna kwestia. Informuję pana radnego, że komisja ustaliła, że nadzór nad wiceprezydentami pan prezydent sprawuje” – powiedział Damian Stępień. Przewodniczący dodał, że „nie pokusi się” na recenzowanie pytań radnego oraz jakości odpowiedzi, które otrzymał.

„Ustaliliśmy tylko, że na wszystkie pytania otrzymał pan odpowiedź w stosownym terminie” – stwierdził Stępień, który wyglądał w tym momencie trochę jak kierownik szatni z filmu „Miś” Stanisława Barei. W filmie padły ciągle aktualne słowa: „Nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi”.

Gdy Durał mówił, że nie otrzymał odpowiedzi na zadane pytania, przewodniczący powtarzał jak mantrę, że odpowiedzi otrzymał, a treści odpowiedzi komisja nie analizuje. Słowem: „nie mamy pańskiego płaszcza i co pan nam zrobi”. Do tego, nadzór nad wiceprezydentami – jest.

„Ja bym chciał, żeby mi pan tak po chłopsku wyjaśnił, w jaki sposób ten nadzór przez prezydenta jest prowadzony w sposób właściwy” – dopytywał Durał.

„Nie zamierzam wchodzić dzisiaj w polemikę z panem” – stwierdził Stępień. Krzysztof Kraus (Forum Samorządowe) zaznaczył, że odpowiedzi przygotowują urzędnicy dla wiceprezydentów, a Durał się skarży na prezydenta. „Ja tak formułuję moje pytania, żeby każdy wiedział, czy pytam o dżem czy pytam o las” – powiedział Krzysztof Kraus i dodał, że 27 na 28 radnych nie skarży się na odpowiedzi udzielane przez miasto. Co nie jest prawdą, wcześniej sporo na ten temat mówili radni Koalicji Obywatelskiej. Szef katowickiej KO Jarosław Makowski zastanawiał się nawet nad pójściem do sądu z jedną z odpowiedzi, którą udzieliło mu miasto.

„Nie zgadzam się na pejoratywne traktowanie konkretnych grup społecznych” – oburzył się chwilę później radny Kraus na słowa o tłumaczeniu „po chłopsku”.  „Takie wyrażenie nie licuje z dyskusją o charakterze publicznym” – dodał. Durałowi ostatecznie nie wytłumaczono w żaden sposób, również „po chłopsku”, jak prezydent właściwie nadzoruje swoich zastępców.

Przewodniczący próbował w końcu odebrać głos Durałowi, powołując się na zapis Regulaminu Rady Miasta Katowice, że radny na sesji może zabrać głos 2 razy. Te ograniczenia nie obowiązują na komisjach, gdzie radni mogą swobodnie rozmawiać ze sobą. Durał jednak wywalczył możliwość wypowiedzi.

„Nie wiem, co jest skomplikowanego na udzielenie odpowiedzi na zapytanie, ile środków będzie rocznie przekazywane na walkę z niską emisją. Nie wiem, co jest trudnego w udzieleniu odpowiedzi, w ilu przedszkolach długość dojścia ewakuacyjnego jest przekroczona, a w ilu jest przekroczona o 100 procent. Wynika to wprost z warunków technicznych. Te pytania były proste, oczywiste dla osób obeznanych w temacie. Nie udzielono mi na nie konkretnych odpowiedzi” – stwierdził Dawid Durał.

Ostatecznie radni Forum Samorządowego i PiS przegłosowali, że skarga radnego jest bezzasadna. Wstrzymali się od głosu radni Jarosław Makowski i Adam Szymczyk z KO. Natomiast po głosowaniu radny PiS Bartosz Wydra przyznał, że w sumie radny Durał ma swoje rację, a wcześniej głosował za uchwałą, która mówiła, że skarga jest bezzasadna. Według jego logiki, nie można obwiniać prezydenta za kiepską pracę jego zastępców czy szerzej urzędników. O samych odpowiedziach miasta na zapytania i interpelacji radny powiedział:

„Wielokrotnie się zdarza, że te odpowiedzi mijają się z tym, co my jako radni chcielibyśmy finalnie usłyszeć i czego się dowiedzieć. Stąd moje jakby mocne osłabienie w pisaniu takich interpelacji czy zapytań do prezydenta. Zdecydowanie łatwiej się to załatwia przy krótkim stole” – mówił Bartosz Wydra.

Pytanie pozostaje otwarte, czy faktycznie w Katowicach powinno się załatwiać rzeczy przy „krótkim stole” i czy każdy ma do tego stołu dostęp.

Reklama

2 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Solve : *
29 − 10 =


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.