Foto: Materiały prasowe
Reklama

Para z Katowic wygrała walentynkowy konkurs. 14 lutego spędzą w „Zakochanej Banie”. W sumie do konkursu ogłoszonego przez Tramwaje Śląskie wpłynęło 17 historii miłosnych.  Zwycięska została ta Agnieszki i Daniela z Katowic.

„Niejedna historia nas ujęła, niejedna złapała za serce. Niektóre były wesołe, inne przedstawiały poplątane, niełatwe drogi miłości. Niektórzy autorzy zaimponowali oryginalnością formy, inni położyli nacisk na opis swojej historii” – mówi Andrzej Zowada, rzecznik spółki Tramwaje Śląskie S.A. Ostatecznie udało się wybrać zwycięską historię wręczono też dwa wyróżnienia.

Reklama

Nagrodzona para – Agnieszka i Daniel z Katowic – spędzi walentynki w wyjątkowy sposób. Historyczny wagon typu N, jako „Zakochana Bana” przewiezie ich do zajezdni w Chorzowie Batorym, gdzie ustawione zostanie mobilne planetarium. Na seans zaprosi Planetarium Śląskie, a po nim, w „Zakochanej Banie” para zje walentynkową kolację.

„To jednak nie koniec atrakcji. Słuchacze Centrum Kształcenia Zawodowego i Ustawicznego w Katowicach mierząc zakochanym ciśnienie sprawdzą jak żarliwie biją ich serca, a radni Młodzieżowego Sejmiku Województwa Śląskiego wręczą zwycięskiej parze dodatkowy upominek” – mówi Jarosław Juszkiewicz z Planetarium Śląskiego.

Co roku spółka Tramwaje Śląskie S.A. w Walentynki uruchamia wyjątkową linię specjalną, zwaną „Zakochaną Baną”. W tym roku, ze względu na pandemię koronawirusa akcja zmieniła swój charakter. Natomiast jak zapewnia spółka już za rok przystrojony wagon pełen atrakcji dla zakochanych powinien znów wozić wszystkich pasażerów, chcących spędzić Walentynki w „Zakochanej Banie”.

Oto zwycięskie opowiadanie konkursu walentynkowego „Zakochaną Baną do gwiazd”:

– Siemano, co tam słychać?

Koniec czerwca 2012. Zaczynałam wakacje, pierwsze jako osiemnastolatka. Od września miałam rozpocząć trzecią klasę liceum, więc zamysł na wakacje był prosty: dobrze się bawić w gronie swoich znajomych. W planach był obóz taneczny, w sierpniu wyjazd z siostrą i koleżanką nad morze. Do tego różne zawody taneczne w wielu zakątkach Polski. Nie miałam ochoty zaczynać jakiejkolwiek relacji, zresztą nigdy w życiu też żadnej nie stworzyłam. Mimo, że niektórzy faceci próbowali mnie do siebie przekonać – raczej szybko ucinałam wszelkie podrywy. Chociaż nie mogłam narzekać na brak zainteresowania. Ja – tancerka, młoda instruktorka tańca, w towarzystwie wygadana, zabawna, raczej zwracałam na siebie uwagę innych. Do tego zawsze w pakiecie z siostrą bliźniaczką, co powodowało, że ludzie w Gliwicach, naszym rodzinnym mieście, nas po prostu kojarzyli – chociaż nie zawsze potrafili rozróżnić. Na tę facebook’ową wiadomość odpisałam od niechcenia, że teraz nie mam czasu, więc wybacz, ale nie pogadamy. W sumie to nawet nie próbowałam być uprzejma i na kolejne wiadomości już w ogóle nie odpisałam, choć Daniel próbował mnie zagadać. On – też tancerz, instruktor tańca, nawet niezły, starszy ode mnie o 3 lata, mieszkający daleko, bo w Sosnowcu – tyle wywnioskowałam z profilu w serwisie Facebook.

I zaczęłam te upragnione wakacje. Niestety sierpniowy wyjazd nad morze został przerwany informacją o samobójstwie bliskiej nam osoby, więc wróciłyśmy po paru dniach. Trudno było się pozbierać, dużo pytań pozostawionych bez odpowiedzi, myśli kłębiące się w głowie… Ostatnią rzeczą, o której myślałam, był powrót do szkoły. Ale w końcu nastał wrzesień i rozpoczęłam klasę maturalną. Jakoś udało się pozbierać i wrócić do rzeczywistości lektur, rozwiązywania zadań matematycznych i przygotowywania pełną parą do egzaminu dojrzałości. Chyba raz przypomniałam sobie o Danielu (w pewien sposób mnie intrygował) i weszłam na jego profil, aby zobaczyć, co tam u niego słychać, ale widziałam, że był w związku, więc stwierdziłam, że tak miało być i muszę się skupić na nauce.

Miesiące mijały na godzeniu szkoły z własnymi treningami oraz uczeniu tańca dzieciaków w godzinach popołudniowych. Moje życie było intensywne, wychodziłam z domu o 7 rano, wracałam wieczorami. Zadania domowe odrabiałam w autobusach, niejednokrotnie byłam przemęczona, ale dawałam sobie radę. I czułam z tego powodu ogromną satysfakcję – co jeszcze bardziej napędzało mnie do działania. Facebook wśród opcji miał wtedy możliwość „zaczepek” (można było kogoś wirtualnie zaczepić i druga osoba mogła na zaczepkę odpowiedzieć) i tak w marcu 2013 roku przypomniał mi o sobie Daniel. On zaczepił, ja zobaczyłam, że już nie jest w związku, więc odczepiłam i tak kilkanaście razy. Wreszcie późnym wieczorem dostałam wiadomość „nie znudzi Ci się to zaczepianie, co?” i zaczęliśmy rozmawiać.

Byłam zaskoczona faktem, że wyjątkowo dobrze się dogadujemy i wymienialiśmy się wiadomościami do 2 w nocy. Nie chciałam kończyć rozmowy, ale rano musiałam iść do szkoły, więc pożegnaliśmy się i poszłam spać z uśmiechem na twarzy. W szkole też byłam cała w skowronkach – mimo okropnego niewyspania. I tak minął dzień, a ja głowiłam się, czy może powinnam napisać, czy może on napisze? Nie zdobyłam się na odwagę przez kolejny tydzień, on również się nie odezwał. Po tygodniu czy dwóch zobaczyłam, że wrócił do dziewczyny, z którą był wcześniej. Poczułam dziwny smutek, ale znowu racjonalnie wytłumaczyłam sobie, że tak miało być – przecież nie mam na to czasu, aby zawalać nocki na flirtowanie, bo matura za pasem.

Zdałam maturę, wybrałam studia. Niektórzy uważali dziennikarstwo za błahy kierunek, ale ja lubiłam pisać, a poza tym nie widziałam siebie na jakimkolwiek innym kierunku. Do tego miałam pasję, taniec – i to z nim wiązałam swoją przyszłość. I wreszcie nastał październik, rozpoczęłam studia. Codzienne dojazdy komunikacją miejską i pociągami z Gliwic do Katowic pochłaniały masę mojego czasu, ale byłam zadowolona z wybranej uczelni i poznałam tam świetnych ludzi. I tak czas mijał – aż nieoczekiwanie w grudniu 2013 roku znowu otrzymałam wiadomość od Daniela. Tym razem napisał do mnie w sprawie projektu tanecznego na terenie Śląska, w którym miało brać udział wielu tancerzy. W tym ja i on. Tym razem czułam w środku, że to tylko pretekst i pomyślałam „ok, do trzech razy sztuka”.

Znów zaczęliśmy rozmawiać – mimo, że nigdy nie spotkaliśmy się na żywo. (…) Z każdą kolejną wiadomością lubiłam go coraz bardziej i przekonywałam się, że jest naprawdę wartościową osobą. Wreszcie w lutym 2014 roku spotkaliśmy się niby przypadkiem w katowickim klubie, gdzie co czwartek odbywały się taneczne bitwy dla tancerzy. Tam pierwszy raz rozmawialiśmy twarzą w twarz i przetańczyliśmy ze sobą dobrych parę godzin. Na koniec wymieniliśmy się numerami telefonów. I nasza znajomość wreszcie nabrała tempa. Umawialiśmy się na randki – najczęściej w Katowicach, bo to była mniej więcej połowa drogi między Gliwicami a Sosnowcem. A że podróżowaliśmy komunikacją miejską – tak było sprawiedliwie.

Daniel na randkach był wygadany, a ja totalnie onieśmielona, gdyż wcześniej nie zdarzało mi się umawiać z facetami. Motylki w brzuchu skutecznie blokowały moją odwagę i zdolność komunikacji. Ale z każdym kolejnym spotkaniem otwierałam się coraz bardziej i coraz bardziej zależało mi na tej znajomości. Wreszcie oficjalnie zostaliśmy parą. Czułam się szczęśliwa i zakochana. Niejednokrotnie robił mi niespodzianki, pojawiając się na dworcu w Katowicach, bo wiedział o której kończę zajęcia na uczelni – tylko po to, aby odprowadzić mnie na pociąg i dać buziaka.

Aż nagle po trzech miesiącach Daniel oznajmił mi, że z końcem czerwca wyjeżdża do Szkocji do pracy. Po chwili mojej konsternacji dodał, że nie wie, na jak długo i że nie chce się pakować w związek na odległość, a wie, że nie rzucę studiów i nawet nie oczekuje tego ode mnie. To był cios prosto w serce. Zastanawiałam się, czy coś zrobiłam nie tak, gdzie popełniłam błąd i skąd taka decyzja. Przeprowadziliśmy wiele rozmów na ten temat, lecz Daniel był nieugięty. A ja załamana. Ale nadal się spotykaliśmy, choć dzień wylotu zbliżał się nieubłaganie.

27 czerwca 2014 roku znów odbywała się taneczna impreza – tym razem w Gliwicach. Daniel następnego dnia miał wylot i oznajmił mi, że nie wie, czy przyjedzie. Poszłam więc do klubu sama. Na szczęście była tam masa znajomych tancerzy, więc miałam z kim rozmawiać. Taneczne bitwy rozpoczynały się po północy i kiedy brałam w nich udział – dostrzegłam w tłumie Daniela. Po zakończeniu bitew, postanowiłam podejść i porozmawiać, chociaż zupełnie nie wiedziałam, co chcę mu powiedzieć. Mijały minuty na rozmowie o niczym. Było niezręcznie. Wreszcie ze ściśniętym żołądkiem wydusiłam z siebie „Mogę Cię pocałować ostatni raz?”, na co Daniel odparł „Możesz, ale musisz to powiedzieć inaczej.”. Totalnie nie wiedziałam co ma na myśli, ale po dłuższej chwili milczenia dodałam „Mogę Cię pocałować, bo wiem, że to nie będzie ostatni raz?”. I wtedy Daniel mnie pocałował i powiedział, że wszystko sobie przemyślał i chce spróbować związku na odległość. Byłam najszczęśliwszą dziewczyną na świecie! To był 28 czerwca, a mój świat znów nabrał kolorów.

W lipcu zatrudniłam się w jednej z gliwickich restauracji, aby mieć na drobne wydatki, bo wakacje to przerwa w prowadzeniu zajęć tanecznych dla dzieci. Zarobiłam 800 złotych i dokładnie tyle kosztował bilet lotniczy do Szkocji. Zdecydowałam „lecę na miesiąc!”, aby też troszkę popracować i być blisko niego. To było zdecydowanie wyjście ze strefy komfortu, ale było warto! Przełamałam swoje bariery językowe, ale i wiele barier życiowych – można powiedzieć, że „liznęłam” dorosłego życia, a to wszystko tak daleko od rodziny i przyjaciół. Przez kolejne dwa lata byliśmy ze sobą na odległość, odwiedzając się co kilka miesięcy. Tęsknota była ogromna, ale czego się nie robi dla miłości.

W 2016 roku ukończyłam studia, a Daniel postanowił wrócić do Polski. Zamieszkaliśmy razem w Katowicach. 28 stycznia 2017 roku Daniel oświadczył mi się, a 28 czerwca 2018 wzięliśmy ślub. I chociaż na początku nie po drodze nam było do siebie – tak wiem, że los chciał, abyśmy byli ze sobą i by nasze drogi wreszcie się skrzyżowały.

Dodam tylko, że nie jestem osobą, która przywiązuje wagę do dat, Daniel tym bardziej. Zaręczyny wyniknęły przy okazji wycieczki na zawody taneczne do Pragi. Data ślubu? Taki termin był dostępny. Podczas pisania tego opowiadania wielu rzeczy nie pamiętałam i musiałam posiłkować się szukaniem w starych wiadomościach czy datami dodania zdjęć. Więc wierzcie mi lub nie – sama jestem zdziwiona zbieżnością niektórych dat, a najbardziej tą pierwszą.

– Siemano, co tam słychać? – wysłano 28 czerwca 2012.

 

Agnieszka Szarek

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Solve : *
29 − 19 =


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.