Reklama

Przypadek mieszkańców Katowic obnażył słabość systemu walki z koronawirusem. Jedyne co zatrzymało rozprzestrzenianie choroby w tym przypadku, to rozsądek osób, które podejrzewały u siebie zakażenie i samokwarantanna. O badanie na obecność COVID19 nie mogli się doprosić, mało tego o wynikach swoich badań dowiedzieli się z komunikatu facebookowego prezydenta Katowic. W końcu badania przeprowadzono, ale wcześniej matka jednego z mieszkańców musiała narobić odpowiedniego rabanu w służbach odpowiedzialnych za walkę z pandemią. – Strzeżcie się więc Kobiet z Podlasia, bo one potrafią zatrząść nawet Państwem w czasach zarazy! – pisał w mediach społecznościowych mieszkaniec Katowic.

Mikołaj Wicher mieszka w Katowicach wraz z czwórką współlokatorów. W mieszkaniu przebywa również partnerka jednego z nich. Na początku marca brał udział w międzynarodowym evencie w Zamku Czocha w miejscowości Sucha (dolnośląskie). To tam miał zarazić się koronawirusem. Z informacji przekazanych przez mieszkańca Katowic, u 25 osób, które brały udział w wydarzeniu i wróciły do swoich krajów stwierdzono chorobę. Jego współlokatorzy uczestniczyli w drugim wydarzeniu na zamku. Wracali do domu używając m.in. komunikacji publicznej. Wtedy jeszcze nikt nie podejrzewał choroby.

Reklama

– „Moi współlokatorzy byli na tym drugim evencie, wrócili do domu kolejno w niedzielę 8 marca i w czwartek 12 marca (ta osoba używała komunikacji publicznej)” – relacjonował Mikołaj Wicher na swoim profilu w mediach społecznościowych. – „Od piątku już nie wychodziliśmy z domu, przez wzgląd na jakąś tam samoświadomość. W piątek próbowaliśmy zadzwonić gdziekolwiek. Bezskutecznie. Tak zostawiłem numer na infolinii NFZ. Ciągle czekam” .

To było 13 marca. Następnego dnia udało się skontaktować z sanepidem, a dzień później zadzwonił pracownik sanepidu i nałożył telefonicznie 14 dni kwarantanny na 4 osoby znajdujące się w mieszkaniu. 16 marca dzwoni kolejny pracownik sanepidu i miał uświadomić sobie, że w mieszkaniu jest jeszcze osoba, nieobjęta kwarantanną.

– „Po rozmowie z 3 z kolei osobą Pani uświadamia sobie, że jest jeszcze jedna niespisana osoba! Zbiera jej dane, pyta się o wyniki testu. Jakiego testu? „Nie byli Państwo testowani?” „Ojej”. Będziemy? Nie będziemy? Nie wiadomo” – pisze Wicher. – „Jeśli to co mamy to korona, bo jest jak średnio uciążliwa grypa. Bóle mięśni przeszły po dwóch dniach, teraz u niektórych utrzymują się  bóle głowy. Wszyscy mają lekki kaszel. A temperatura raz w lewo raz w prawo. Tylko jedna osoba nie ma objawów” – wspomina.

Mieszkaniec Katowic decyzję o kwarantannie otrzymał 17 marca. Po trzech dniach od kontaktu z sanepidem.

– „Trwa ona dla mnie do jutra – bo to 14 dni odkąd widziałem się z zarażoną osobą. Sanepid nie wziął pod uwagę, że może powrót do domu osoby, która widziała się ostatnia z chorym powinien być tą wytyczną?” – zastanawia się.

19 marca skontaktował się ze szpitalem w Chorzowie prosząc o test na obecność choroby. Odbił się od ściany. Testu nie było. Tutaj interweniowała mama jednego ze współlokatorów, która wyjątkowo sprawnie poruszyła aparat państwa.

– „Mama jednego z mieszkańców nie była jednak tak spolegliwa. Strzeżcie się więc Kobiet z Podlasia, bo one potrafią zatrząść nawet Państwem w czasach zarazy!. Jej telefoniczna interwencja WSZĘDZIE dała taki skutek, że odezwała się Państwowa Inspekcja Sanitarna, która wysłuchała po raz pierwszy kompetentnie całej tej sprawy. Wreszcie rozpoznali zagrożenie powiązane z efektem o którym pisałem. UŚWIADOMILI SOBIE, że powinni byli inaczej zareagować i poszukać ludzi z Polski, którzy byli na tym evencie. Yay! Czy tak się stało? Nie wiem” – czytamy we wpisie w mediach społecznościowych.

20 marca 4 z 6 osób z mieszkania udało się na badania do Chorzowa. Tam w szpitalu wszystko poszło bardzo sprawnie, nie było kolejek, oczekiwania. Pobrano próbki, wyniki miały być w niedzielę 22 marca.

„Dzisiaj: sobota 21 marca. Telefon do jednego z domowników. Też Inspekcja (nareszcie koniec telefonów z Sanepidu). Pytają domownika o dane bo będą nakładać kwarantannę. OK, tu znów tłumaczenie ile jest osób na mieszkaniu co z nimi itp…Pani pyta współlokatora:„Od kiedy Pan wie, że ma Pan wynik pozytywny?”„Myślałem, że Pani dzwoni mi to powiedzie攄Ojej, ja dostałam taką informację od przełożonych”„OK…..”Potem znowu runda na telefonie z wszystkimi, spisywanie danych od wszystkich. Jak doszło do mnie mówię:„Oszczędzę Pani pracy, jestem już w systemie, bo już miałem kwarantannę, która już się skończyła” (…)Podczas rozmowy Pani konsultowała się z kimś i usłyszeliśmy jeszcze, że mówi do tej osoby„Mamy jeden wynik pozytywny i czeka na resztę” Tak więc znów zarejestrowaliśmy się na kwarantannę”.

Na ten moment wyniki nie zostały przesłane ani fizycznie ani elektronicznie. Lokatorzy otrzymali jedynie dwa telefony. Następnie czytali już o sobie w komunikatach prezydenta Katowic. Na ten moment ze znajdujących się w mieszkaniu 6 osób, tylko 4 zostały przetestowane na obecność wirusa. W tej grupie nie było Mikołaja Wichra.

Lokatorzy trochę się zdziwili czytając o swoich wynikach w mediach społecznościowych, ale nie mogli mieć stuprocentowej pewności, że to o nich pisze prezydent.

„OK! Komentarze ludzi spoko, pozytywne, życzą zdrowia. Ani słowa o tym, że dwie pozostałe osoby nie zostały zbadane. No dobra social media w czasach zarazy…” – pisze Wicher. „A kilka godzin później kolejny post Pana Prezydenta:”

„OK, czyli to na pewno o nas. Osoby badane sprawdzają telefony – żadnej informacji nigdzie ani telefonu. Dzwonimy spytać się Inspekcji (mamy teraz numer). O co chodzi, kto jest chory. A Pani mówi, że ona nie wie bo oni wyników żadnych u siebie nie mają. Na pytanie skąd wie Pan prezydent Pani stwierdziła, że musiał dowiedzieć się z jakiegoś „innego źródła”. W zgodzie z procedurami, czy poza nimi? Nikt nie wie”

Ostatecznie na 4 zbadane osoby, które miały bardzo podobne objawy (m.in. utrata smaku, węchu, osłabienie, gorączka) 2 miały wynik pozytywny, 2 negatywny. Mikołaj Wicher wraz z kolejną osobą zostali w końcu zbadani, ale wyników jeszcze nie otrzymali. Na wszystkich domowników nałożono kwarantannę do 4 kwietnia.

W rozmowie z InfoKatowice.pl, Mikołaj Wicher zwrócił uwagę na chaos w komunikacji między poszczególnymi służbami. Otrzymywał po kilka telefonów dziennie od przedstawicieli różnych jednostek, które kompletnie nie wymieniały się ze sobą informacjami.

– Wiem, że dzisiaj mamy w Polsce osoby, które wróciły z tego eventu (na Zamku Czocha – red.) są chore i nie doczekały się badania – mówi Mikołaj Wicher.

Reklama

1 Komentarz

  1. To tylko pokazuje, że albo sanepid nie ma procedur… albo ich nie zna. W trakcie epidemi trzeba działać systemowo, bez tego – polegniemy. Uważam, że tego typu niedociągnięcia powinny być surowo karane – obywatele obywatelami, ale w tej sytuacji sanepid powinien działać wzorowo.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Solve : *
24 + 12 =


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.