foto: Jacek Waszut-Wójkowski
Reklama

W tym tygodniu w specjalnie strzeżonej sali na terenie koszar policji w Katowicach, znanej między innymi z procesu gangu skupionego wokół pseudokibiców Ruchu Chorzów, a także innych procesów dotyczących przestępczości zorganizowanej, rozpoczęła się sprawa przeciwko ponad 200 kibicom GKS-u Katowice, oskarżonym o… wdarcie na teren stadionu w Bytowie w trakcie spotkania GieKSy z tamtejszą Bytovią. Kibicom grozi kara grzywny, ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do 1 roku. Cała sprawa przypomina nieco strzelanie z armaty do wróbli, a kibice mówią o grotesce i absurdzie. 

Sprawa dotyczy wydarzeń, które miały miejsce 30 września 2017 r. w Bytowie. Na mecz GKS-u z tamtejszą Bytovią udało się ponad 700 sympatyków katowickiego klubu. Poniżej fragment relacji z tego meczu, która zamieszczona została na stronie internetowej prowadzonej przez Stowarzyszenie Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”:

Reklama

Po dojechaniu pod stadion, poinformowano nas, że ludzie z biletami wejdą do sektora gości (łącznie 300 osób – redakcja), a ci bez na boczne boisko, które znajdowało się za jedną z bramek. W wyniku otwarcia jednej z furtek, przeszliśmy na sektor przy klatce. Policja weszła na murawę i stanęła przed sektorem, ale nie podejmowała żadnych interwencji. (…) Problemy zaczęły się przy wychodzeniu. Policja postanowiła spisać wszystkich, którzy znaleźli się na trybunie za bramką. Straszyła zakazami stadionowymi itd., ale to gospodarze otworzyli nam wejście na tę trybunę.

Po ponad dwóch latach od tego wydarzenia w Sądzie Rejonowym w Mysłowicach rozpoczął się proces przeciwko ponad 200 kibicom, którzy odwołali się od nałożonych na nich wyroków nakazowych.

– Ze zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego wynika że oskarżeni kibice zostali przez organizatorów wpuszczeni na teren obiektu sportowego, na co zgodę wyraził nie tylko organizator meczu, ale także burmistrz miasta Bytowa. Co ważne, podczas trwania imprezy masowej nie zostali oni wezwani ani przez przebywającą na obiekcie policję, ani przez spikera zawodów do opuszczenia stadionu – poinformował nas adwokat Tomasz Rybczyński z Kancelarii KRS, który jest obrońcą prawie 150 sądzonych kibiców.

Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że rozprawy odbywają się w sali przy ul. Koszarowej w Katowicach, znajdującej się na terenie koszar policji w Katowicach, znanej między innymi z procesu gangu skupionego wokół pseudokibiców Ruchu Chorzów, a także innych procesów dotyczących przestępczości zorganizowanej.

– Sąd Rejonowy w Mysłowicach nie posiada odpowiednich warunków lokalowych. Sala przy ul. Koszarowej jest jedyną w województwie, która może pomieścić taką ilość oskarżonych – tłumaczy Maciej Michno, Wiceprezes Sądu.

Wielkość sali jest na pewno ważnym argumentem za prowadzeniem procesu na terenie koszar. Czemu jednak na rozprawę mogły wejść jedynie osoby, które posiadały zgodę Prezesa Sądu?

– My takich obostrzeń jako Sąd nie wydawaliśmy i nie widzimy przeciwwskazań, żeby na rozprawach pojawiali się dziennikarze czy publiczność. Myślę, że mogły one być związane z lokalizacją sali, która znajduje się na terenie koszar policji. – tłumaczy sędzia Michno. – Inną sprawą jest, że nawet tak duża sala może nie pomieścić wszystkich osób, stąd może być problem z miejscem dla publiczności – dodaje.

„Sprawa jest absurdalna”

Inaczej całą sytuację ocenia prezes Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964” Piotr Koszecki, który poproszony o komentarz nie szczędzi mocnych słów.

– Sprawa jest absurdalna, a jej forma – kibice sądzenie w sali dla najgroźniejszych przestępców, za to, że rzekomo wtargnęli na stadion w Bytowie, a po prostu zasiedli spokojnie na miejscach wyznaczonych przez gospodarzy – dodaje jej jeszcze groteski. Można mówić, że błąd popełniła nadgorliwa policja, ale zauważmy, że potem przeszło to jeszcze przez prokuraturę, trafiło do sądu i dalej nikt się nie zreflektował, że użyte środki nie są adekwatne do rzekomo popełnionych czynów. To jest chyba historyczna chwila dla polskiego sądownictwa, gdy na ławie oskarżonych zasiada tak wiele osób w tak błahej sprawie w miejscu z tak szczególnymi środkami ostrożności, jak np. kuloodporne szyby itd. – mówi Piotr Koszecki.

Jedną sprawą jest sala przy ulicy Koszarowej, a inną skala całego przedsięwzięcia i jego koszty. Choć jak podkreślał Sędzia Michno liczba świadków w procesie i materiał dowodowy są niewielkie, to liczba sądzonych kibiców powoduje, że czeka nas na pewno długi i kosztowny proces. Pokazuje to dobrze już pierwsza rozprawa, na której, choć trwała od 9.30 do 18.00, zdążono jedynie potwierdzić tożsamość 96 oskarżonych, którzy się na nią wstawili (w procesach tego typu wstawiennictwo oskarżonych nie jest obowiązkowe – red.).

Bez względu na to, jak się to wszystko zakończy, patrząc z boku wydaje się, że proces ponad 200 kibiców GKS-u jest próbą strzelania z armaty do wróbli. Poza tym przestaje dziwić fakt, że polski system sprawiedliwości od lat jest zatkany i cierpi na przewlekłość działania.

Kolejny termin rozprawy wyznaczony został na 26 lutego.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Solve : *
20 − 19 =


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.