Słabi, wolni, bez ambicji. Tak w skrócie można podsumować dzisiejszą grę katowickich piłkarzy. Gdyby nie słaba skuteczność tyszan, to mielibyśmy kolejną kompromitującą porażkę, podobną do tej z Zagłębiem Sosnowiec.
Od pierwszego gwizdka sędziego gospodarze ruszyli do ataku i już po kilku minutach mogli prowadzić, ale tyscy napastnicy mieli dzisiaj duże problemy z trafieniem w światło bramki. Ambitna gra podopiecznych Ryszarda Tarasiewicza przyniosła w końcu rezultat w 22 min., kiedy strzał z rzutu karnego na bramkę zamienił Piotr Ćwielong. Do końca pierwszej połowy na boisku niewiele się już działo i na przerwę obie ekipy schodziły przy jednobramkowym prowadzeniu tyszan.
W drugiej połowie gospodarze cofnęli się do obrony, ale anemicznie grający katowiczanie nie byli w stanie stworzyć żadnej groźniejszej sytuacji. Ba, katowiczanom rzadko udawało się 2-3 razy celnie podać w okolicach pola karnego Dobrolińskiego. Ciekawie było za to kilka razy pod bramką Nowaka, po szybkich kontratakach gospodarzy. Najbliżej szczęścia byli tyszanie w 60. min., ale stojący kilka metrów od pustej bramki Zapolnik fatalnie skiksował, a także w 68. min., ale tym razem dobry strzał głową Błanika minimalnie przeleciał obok słupka.
GieKSa do ataku ruszyła dopiero w 83. min., kiedy sędzia wyrzucił z boiska Mańkę. Było już jednak za późno na odwrócenie losów meczu i ostatecznie tyszanie zasłużenie pokonali katowiczan 1:0.
GKS Tychy – GKS Katowice 1:0 (1:0)
Bramka: Ćwielong
GKS Tychy: Dobroliński – Biernat, Mańka, Matusiak, Grzeszczyk (84. Gancarczyk), Ćwielong, Błanik, Zapolnik (91. Szumilas), Tanżyna, Abramowicz, Bogusławski (75. Radzewicz).
GKS Katowice: Nowak – Frańczak, Midzierski, Klemenz, Mączyński – Pleva (46. Foszmańczyk), Sulek – Mandrysz (71. Skrzecz), Plizga (64. Zejdler), Ćerimagić – Kędziora.
Apatia w mieście, apatia w klubie.
Kibice wolą iść posiedzieć na komisariat, niż patrzeć na te padakę z Bukowej.