Zbudowali prowizoryczny szałas na ulicy Jankego w Katowicach, ale nie dało się w nim mieszkać. Pogoda już nie rozpieszcza, zwłaszcza bezdomnych, którzy w tym okresie niestety mają wyjątkowo ciężko. Mieszkanie w szałasie zakończyło się, w tym przypadku, wizytą w szpitalu.
Okres jesienno-zimowy jest chyba najcięższy dla osób bezdomnych. Już tak często nie widać ich na ławkach na Rynku. Wydawałoby się, że zimno przegoni nawet najbardziej zatwardziałych do noclegowni, to jednak nie do końca prawda.
– Osoby bezdomne adaptują na prowizoryczne „mieszkania” pustostany, obudowy śmietnikowe, wnęki budynków, altanki działkowe, komórki, piwnice, stawiają prowizoryczne szałasy – wyjaśnia Jacek Pytel z katowickiej Straży Miejskiej. Tak też było na ulicy Jankego, gdzie powstał prowizoryczny szałas.
Przez dwa tygodnie strażnicy miejscy przekonywali zamieszkującą go 27-latke oraz towarzyszącego jej mężczyznę, do skorzystania z noclegowni, tam można przenocować, ogrzać się, zjeść coś ciepłego. Ci jednak konsekwentnie odmawiali.
Strażnicy mimo to, ciągle próbowali. – Po blisko dwóch tygodniach udało im się nakłonić bezdomnych do przyjęcia pomocy. Ponieważ kobieta skarżyła się na bóle rąk i nóg, osłabienie czucia i niedowład, strażnicy wezwali na pomoc pogotowie ratunkowe. Lekarz po zbadaniu kobiety podjął decyzje o przewiezieniu jej do szpitala – informuje Jacek Pytel.
Towarzyszący jej mężczyzna też przyjął pomoc, udał się do ośrodka prowadzonego przez siostry zakonne.
W 2016 roku Śląski Urząd Wojewódzki doliczył się prawie 5 tys. bezdomnych w naszym regionie. Prawie 3,9 tys. to mężczyźni. Na terenie Katowic znajdowało się wtedy 694 bezdomnych.
Straż Miejska apeluje do wszystkich, którzy zauważą bezdomnych przebywających w miejscach zagrażających ich życiu i zdrowiu, by przekazywali te informacje dalej. Jeden telefon na nr alarmowy 986, 997 lub 112 może uratować komuś życie.
Jak w Los Angeles, tylko ze tu inny klimat..