FOTO: http://www.gieksa.pl/
Reklama

Poniżej przedstawiamy wywiad z Klaudią Połap, członkiem zarządu Stowarzyszenia Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”. Klaudia Połap opowiada podczas wywiadu o byciu kibicem oraz o akcjach charytatywnych organizowanych przez sympatyków GKS-u.

Grzegorz Wójkowski: Piłka nożna nie jest w Polsce popularna wśród kobiet. Jak doszło do tego, że ty zaczęłaś się interesować futbolem?

Reklama

Klaudia Połap: Wszystko zaczęło się przypadkowo. W AKS-ie Mikołów grał bardzo przystojny kolega mojego wujka i chciałam zobaczyć go w akcji. Po pewnym czasie zauważyłam, że wciąga mnie sama piłka nożna jako gra, a nie oglądanie piłkarzy. Zdecydowałam się więc pójść na mecz GieKSy, bo na ten stadion było mi najbardziej po drodze. Od tego czasu minęło już ponad 10 lat, a ja wiem, że już nie ma odwrotu, wciągnęło mnie na dobre.

GW: Dużo kobiet przychodzi na stadion?

KP: Myślę, że ok. 10-15 procent osób, które chodzą na mecze GKS-u to kobiety.

GW: Wiem, że duża grupa osób bardzo mocno identyfikuje się ze swoimi klubami i w ogóle z byciem kibicem. Powiedz mi, co to znaczy dla ciebie?

KP: Jest to bardzo ważna część mojego życia. Nie wyobrażam sobie bowiem spędzenia dnia bez wejścia na forum kibiców czy bez przeczytania informacji na temat tego, co się dzieje w klubie czy wśród nas – kibiców. A przede wszystkim nie wyobrażam sobie opuścić jakiegoś meczu GieKSy.

GW: Wiele kobiet boi się chodzić na mecze. Podobnie duża grupa rodziców obawia się puszczać na stadion swoich dzieci. Co mogłabyś powiedzieć takim osobom? Czy rzeczywiście jest się czego obawiać?

KP: Powiem na moim przykładzie. Moja mama także na początku była przeciwna temu, żebym chodziła na mecze i zdarzało mi się nawet pojawiać na stadionie bez jej wiedzy i zgody. Zdanie zmieniła, kiedy poznała moich znajomych i zobaczyła, że działamy na różnych płaszczyznach, nie tylko na stadionie. Przekonała się, że są to normalni młodzi ludzie, którzy niewiele mają wspólnego z obrazem, jaki kreują media. Obecnie mama nie ma już nic przeciwko temu i nawet pozwoliła mi wkrótce wziąć na mecz moje dwie młodsze siostry.

GW: Czyli możesz zapewnić inne osoby, że nie muszą się obawiać o bezpieczeństwo swoje czy najbliższych?

KP: Tak, dokładnie. Na meczach od przynajmniej kilku lat nigdy nie dochodzi do żadnych ekscesów. Warto wspomnieć, że w Katowicach na stadionie mamy specjalną strefę dla najmłodszych, gdzie podczas ostatniego meczu było ok. 100 dzieciaków, które pod naszą opieką dopingowały i bawiły się, podczas gdy ich rodzice siedzieli powyżej i oglądali spotkanie.

GW: Mówisz, że dzieci bawiły się pod waszą opieką. Czy mogłabyś powiedzieć coś więcej na ten temat?

KP: Wśród kibiców GieKSy działa nieformalna grupa dziewczyn Female Elite ’64, która zajmuje się m.in. prowadzeniem dopingu wśród najmłodszych sympatyków klubu, ale nie tylko.

GW: Hmm, to ciekawe. A ile członkiń ma ta grupa?

KP: Obecnie jest nas kilkanaście. Był taki moment, że w skład grupy wchodziło ponad 20 dziewczyn, ale część odeszła, bo ilość różnych działań, w które jesteśmy zaangażowane, była dla nich zbyt duża.

GW: A możesz powiedzieć coś więcej o tych działaniach?

KP: Pierwszą sprawą, o której warto wspomnieć, jest to, że kibice porozumieli się z władzami klubu, że rodzice płacą za bilet dziecka jedynie 1 zł, jeśli kupują wejściówkę na sektor 1 i 2. Dzięki temu rodzice czują ulgę w budżecie, a nam jest łatwiej działać, bo mamy większość dzieciaków w jednym miejscu. Jeśli chodzi o to, co robimy, to przed meczem malujemy dzieciakom twarze, a w czasie spotkania zapraszamy wszystkich chętnych na dół trybuny, gdzie wspólnie z nimi śpiewamy i bawimy się. Od kilku spotkań bardzo nam w tym pomaga maskotka klubu, Gieksik, która stała się ulubieńcem młodszej części widowni.

GW: Z tego, co wiem, wasze działania nie ograniczają się jednak tylko do zabawy z dziećmi podczas meczów?

KP: Tak, oczywiście. Jeździmy po szkołach czy przedszkolach, gdzie razem z piłkarzami pierwszego zespołu prowadzimy zajęcia z dziećmi. Poza tym prowadzimy także różnego rodzaju akcje charytatywne, np. ostatnio miałyśmy duży wkład w pomoc Sarze, chorej córeczce naszego kibica, na którą zebrano ok. 35 tys. zł. Aktualnie skupiamy się na pomocy panu Janowi, który był kiedyś zagorzały kibicem GKS-u, a z powodu ciężkiej choroby ma obecnie bardzo duże problemy nie tylko zdrowotne ale i ekonomiczne.

GW: A jak dokładnie wyglądają prowadzone przez was akcje charytatywne?

KP: Bardzo różnie. Najczęściej zbieramy pieniądze wśród kibiców, organizujemy turnieje, festyny. W ostatnim czasie wraz z pozostałymi kibicami wykorzystaliśmy popularność Ice Bucket i nominowaliśmy różne osoby do przelania 19,64 PLN na konto chorej Sary, o której wspominałam wcześniej. W ten sposób na konto chorej dziewczynki wykonano ok. 200 przelewów w tej kwocie.

GW: A skąd się wzięła ta akurat kwota?

KP: 1964 rok to data powstania klubu, stąd zdecydowaliśmy się na tę kwotę. Chodziło o to, żeby zachęcić ludzi do wpłacania pieniędzy i jednocześnie nie wyznaczyć im jakiejś kwoty zaporowej, której nie mogliby przelać.

GW: Wróćmy jeszcze na chwilę do zajęć, które prowadzicie w szkołach i przedszkolach. Interesuje mnie bardzo, jak przyjmują was dyrektorzy tych placówek.

KP: Półtora roku temu, gdy zaczynałyśmy prowadzenie tych warsztatów, mało która dyrekcja chciała z nami rozmawiać. Kiedy jednak przeprowadziłyśmy kilka pierwszych zajęć i dyrektorzy byli bardzo zadowoleni, o współpracę z kolejnymi placówkami było już łatwiej. Obecnie coraz częściej zdarza nam się, że to same szkoły się do nas zwracają z prośbą o przyjazd i zorganizowanie zabawy z dzieciakami.

GW: Ile takich zajęć przeprowadziłyście w ciągu tych kilkunastu miesięcy?

KP: Nie jestem pewna, ale licząc z zajęciami w domach dziecka i w placówkach opiekuńczo – wychowawczych, myślę że mogło ich być nawet ok. pięćdziesięciu.

GW: Czyli, poza szkołami i przedszkolami, współpracujecie także z innymi placówkami?

KP: Tak. Przykładowo jakiś czas temu uczestniczyliśmy w ogólnopolskiej akcji społecznej kibiców „Kolorujemy”, która pozwoliła na odremontowanie Domu Dziecka Tęcza. Innym przykładem może być placówka św. Brata Alberta, która sama się do nas zwróciła i której odmalowaliśmy na koszt kibiców kilka pomieszczeń. Poza tym zbieramy m.in. nakrętki wśród kibiców na rzecz katowickiego schroniska oraz na protezy dla chorego syna pani Beaty, byłej pracownicy klubu.

GW: No to widzę, że macie naprawdę bardzo dużo pracy. Bardzo dziękuję ci za rozmowę i trzymam kciuki za wasze kolejne przedsięwzięcia.

KP: Ja także bardzo dziękuję i korzystając z okazji zapraszam wszystkich czytelników portalu do uczęszczania na stadion przy ul. Bukowej.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Solve : *
29 − 17 =


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.