Reklama

Czy w 2015 roku możemy sobie pozwolić na to, aby unikać zaangażowania społecznego w sprawy ważne dla mieszkańców naszych ulic czy dzielnic? Czy problemy społeczne mogą być rozwiązane bez naszego udziału? Komentuje Dawid Ślusarczyk.

Przez ostatnie dekady aktywność społeczna była kojarzona przede wszystkim z czymś ryzykownym, mącącym święty spokój i potencjalnie kłopotliwym. Jej przejawy były wybijane ludziom z głowy, częstokroć w bardzo dosłowny sposób. Nawet jeśli w wielu domach zaangażowanie społeczne było przekazywane z pokolenia na pokolenie, w skali całego społeczeństwa stłumiono powszechność jego występowania, wykrzywiono wyobrażenie o takowym. Nauczyliśmy się, że bezpieczniej jest patrzyć pod własne nogi niż podnosić wzrok i z zaciekawieniem spoglądać na nasze otoczenie. W rezultacie zamknęliśmy się w bezpiecznych ramach naszych mieszkań, domów czy podwórek, uznając świat poza tą strefą komfortu za cudzy, niezmieniany, a przez to nie warty naszej uwagi.

Reklama

Najwyższa jednak pora by uświadomić sobie, że te czasy minęły. Nie możemy dłużej funkcjonować w świecie, w którym prym wiedzie przede wszystkim własna wygoda i obojętność społeczna, niewrażliwość na to, co dzieje się wokół naszych domów, podwórek, ulic i dzielnic.

Dziś aktywność społeczna sprawia, że do potrzebujących mieszkańców Katowic dociera edukacja czy szeroko rozumiana pomoc społeczna. Na aktywności społecznej bazuje katowicki sport, ochrona środowiska, przeciwdziałanie bezrobociu, wykluczeniu społecznemu, praca środowiskowa, profilaktyka uzależnień, przeciwdziałanie przemocy, pomoc rodzinom – w tym rodzinom wielodzietnym, pomoc seniorom oraz osobom niepełnosprawnym. Nikt nie może kwestionować tego, w jak wielkim zakresie codzienna aktywność ludzi wspiera rozwój naszych społeczności. Zaangażowanie w zmienianie miasta jest jednak postrzegane trochę inaczej.

Ta sama wrażliwość społeczna, wsparta działaniem, pozwala realnie zmieniać nasze otoczenie. Chociażby wprowadzony w 2014 roku budżet obywatelski, o który katowickie organizacje pozarządowe zabiegały od kilku lat, w większości naszych dzielnic pozwala kilkunastokrotnie zwiększyć środki przeznaczane na cele inwestycji i podnoszenia jakości życia. Ważniejsze od zwiększenia nakładów na wydatki dzielnicowe jest stopniowe przywracanie mieszkańcom prawa do współdecydowania o przeznaczeniu tych środków. To zmienianie świata małymi krokami może odbywać się tylko i wyłącznie w jeden sposób – w drodze zaangażowania osób, które chcą żyć w spokojniejszym, bezpieczniejszym, ładniejszym świecie.

[pull_quote_center]Jeśli pozwolimy na to, by naszym otoczeniem dłużej interesował się tylko jeden na dziewięciu lub dziesięciu mieszkańców, nigdy nie przestaniemy mieszkać i pracować w świecie skrajnych kontrastów, w których przestrzenie zadbane wysiłkiem kilku świadomych społecznie osób sąsiadują z małymi wysypiskami śmiec[/pull_quote_center]

Jednak społeczne zaangażowanie, aby było skuteczne, wymaga zainteresowania mojego, Twojego, naszych sąsiadów i znajomych, osób które znamy tylko z widzenia i tych, których jeszcze nie mieliśmy okazji poznać. Jak bowiem można odczuwać zadowolenie z poziomu zainteresowania mieszkańców ich sprawami, gdy zaledwie 12.3% to aż czwarta najlepsza frekwencja w wyborach do rad jednostek pomocniczych w mieście w kilku ostatnich latach, a średnia frekwencja w zeszłorocznym budżecie obywatelskim okazała się dwukrotnie niższa? Jeśli nam samym nie będzie zależało na kluczowych dla nas sprawach, to czy przekonamy do nich kogokolwiek innego?

Jeśli pozwolimy na to, by naszym otoczeniem dłużej interesował się tylko jeden na dziewięciu lub dziesięciu mieszkańców, nigdy nie przestaniemy mieszkać i pracować w świecie skrajnych kontrastów, w których przestrzenie zadbane wysiłkiem kilku świadomych społecznie osób sąsiadują z małymi wysypiskami śmieci, strefami ignorowanej biedy i wielkimi połaciami terenów, o których powiedzieć że są zaniedbane, to mało. Nadal pozostajemy zamknięci we własnych głowach i murach zbudowanych po to, by przypadkiem nie wyjść przed szereg.

Od lat marudzimy i narzekamy. I dobrze – oznacza to, że w głębi ducha wciąż tli się w nas płomyk oczekiwań na lepsze czasy, w których problemy społeczności lokalnych będą rozwiązywane, w których na przeciw potrzebom społecznym wyjdą działania magistratu oraz ludzi dobrej woli. Czas do narzekania dołożyć reagowanie, czas dostrzec, że lepszego świata nikt nie zbuduje za nas – tylko my, naszą determinacją i nastawieniem na pomoc innym, otwarciem się na potrzebujących i na słuchanie tego co mają do powiedzenia. Najwyższa pora uświadomić sobie, że nic w naszym otoczeniu nie zrobi się samo. Podnieśmy głowy i rozejrzyjmy się po otaczającym nas świecie. Nie wszystko w tym otoczeniu jest takie cudze, jak wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Otwórzmy się na nowe możliwości, chociażby po to, aby rozwiązać stare problemy.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Solve : *
27 − 25 =


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.