FOTO: http://klubprokultura.pl
Reklama

Odkrycie roku 2014 – tak media określały Daniela Spaleniaka już w maju. Zaintrygowana tym fenomenem, stawiłam się 11 grudnia w katowickiej „Prokulturze”.

Daniel Spaleniak, rocznik 1993, łódzki student. Muzykowanie zaczynał w rodzinnym Kaliszu z formacją Priester Weg, czerpiącą z punkowych tradycji. Dziś, wraz z zespołem sygnowanym jego nazwiskiem, wykonuje swoje kompozycje w klimatach, które określa jako „alternatywny folk”. W marcu tego roku zadebiutował longplayem „Dreamers”, w lipcu zagrał na festiwalu Heineken Open’er. Lokalne media z całej Polski: „jeden z bardziej interesujących odkryć muzycznych 2014 roku”, „objawienie”, „rośnie nam polski John Frusciante”.

Reklama

Zaznajomieni z twórczością Frusciante niech nie szukają u Spaleniaka prostych przełożeń. Porównać można jedynie kameralność solowych występów obydwu artystów. W „Prokulturze” Daniel wystąpił wspomagany tylko gitarą akustyczną. Przestrzenne i obfitujące w wibrujące gitarowe efekty kompozycje z „Dreamers” i wcześniejsze zaserwował „na surowo”. Przykładowo „Full package of cigarettes” zostało pozbawione instrumentalnego finału. Nieobecność zespołu nie pozwoliła także wybrzmieć popularnemu (ponad 100 tys. wyświetleń na YouTube) „My name is wind”. Spaleniak przystosował do solowych aranżacji zaledwie kilka utworów, co pozostawiło wyraźny niedosyt. Czy to oznacza, że siłą Daniela są wyłącznie akompaniujący muzycy?

Sam Spaleniak mówi o sobie „ja z naszego zespołu jestem najsłabszy”. Przekomarza się chłopak z widownią i robi to całkiem uroczo, ale może jest coś na rzeczy. Klimatyczne utwory, które na nagraniach budzą skojarzenie z Bon Iver czy Tallest Man On Earth, na żywo tracą swój urok – nie tyle przez brak charyzmy czy talentu autora, ale na wspomniany już brak pomysłu, jak słuchaczowi zrekompensować deficyt reszty instrumentów na scenie. Ledwie się zasłucham, a tu następuje cięcie, koniec piosenki. Nostalgiczny wizerunek też gdzieś się rozmywa.

Dla Daniela niech to będzie konstruktywną krytyką. Ten facet ma osobowość i klarujący się pomysł na siebie i swoją muzykę. Z niecodzienną wrażliwością używa melancholii, by za chwilę wzbogacić ją o zapożyczenia z muzyki elektronicznej. Zostaje w pamięci, nawet w dobie internetu wypchanego po brzegi masą z twórców nie do rozróżnienia. Daniel Spaleniak w „Prokulturze” mówił dużo, ale nie powiedział wszystkiego. Pójdźcie go zobaczyć, gdy przyjedzie z zespołem, bo warto.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Solve : *
23 + 17 =


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.