foto: z archiwum Gintera Pierończyka
Reklama

Załęże przez wiele osób uważane jest za najgorszą i najbardziej niebezpieczną dzielnicę Katowic. Ginter Pierończyk w rozmowie z Wojciechem Hrynaszkiewiczem próbuje odczarować ten niekorzystny obraz. Opowiada także o doświadczeniach związanych z dorastaniem w rodzinie górniczej, o pasji zbierania historii związanych z dzielnicą i wielu innych ciekawych rzeczach. 

Wojciech Hrynaszkiewicz: Pochodzi pan z rodziny o bogatych tradycjach górniczych. Jakie ma pan doświadczenia związane z dorastaniem w takiej rodzinie? Był pan skazany na zawód górnika?

Reklama

Ginter Pierończyk: Pochodzę z rodziny, w której cztery pokolenia, nieprzerwanie przez 100 lat, pracowały na kopalni Kleofas (od 1905 r. do końca 2004 r.). Żartem można by to skwitować w ten sposób: ponieważ dawniej, dzieci w górniczych familokach rodziły się w kuchni obok węglarki, zawód górnika miały od razu wpisany do metryki.

Jeżeli chodzi o mnie, to pomimo że urodziłem się w rodzinie, która od dwóch pokoleń związana była z kopalnią Kleofas, nikt mnie do górnictwa nie namawiał. To górnictwo mnie pochłonęło i tak naprawdę, nie wiem jak do tego doszło. W młodości chodziłem z kolegami z podwórka wykąpać się do kopalnianej łaźni, ponieważ w familokach nie było łazienek. Wówczas wiedziałem już, że górnictwo to nie tylko ordery, samochody, prestiż i mieszkania. Zarobek górnika zawsze zależał od aktualnej polityki państwa oraz gospodarczo-politycznej sytuacji na świecie. Tak było na przykład w okresie wielkiego kryzysu światowego przypadającego na lata 30. XX w., kiedy w 1932 r. z dnia na dzień zamknięto kopalnię Kleofas i dziadek, który wówczas był jedynym żywicielem rodziny, został bez roboty. Nie lepiej było w pierwszych latach po II wojnie światowej, ojciec też musiał szukać dodatkowych źródeł dochodu, aby utrzymać pięcioosobowa rodzinę.

WH: To dlaczego wybrał pan technikum górnicze?

GP: Trochę z przekory, ponieważ koledzy twierdzili, że najlepszą szkołą w regionie są Śląskie Techniczne Zakłady Naukowe, a mnie nie odpowiadało chodzenie w mundurkach, którymi tak bardzo się szczycili.

WH: A kiedy myśli pan o Katowicach i o Śląsku, to jakie pierwsze skojarzenia nasuwają się na myśl?

GP: Od wielu pokoleń Śląsk, Katowice, a w szczególności Załęże, to moje strony rodzinne, czyli mówiąc inaczej, tu jest mój hajmat.

WH: Pamięta pan moment, w którym zaczął pan zbierać historie związane z Załężem?

GP: Pierwsze pisane wzmianki o Załężu pochodzą z 1360 r. , jednak kiedy pracowałem w kopalni, nie miałem czasu tym się zajmować. Dopiero kiedy odszedłem na emeryturę, zająłem się kompletowaniem rodzinnych pamiątek i dokumentów z myślą przekazania ich potomnym. Wówczas jeszcze nie miałem pojęcia, że znajdę takie bogactwo dokumentów, świadczących o wielu ważnych wydarzeniach z najnowszej historii Załęża.

Kiedy posiadane dokumenty porównałem z obiegowymi opiniami krążącymi na temat Załęża i jego mieszkańców, poczułem nieodpartą potrzebę opisania ich w celu rozgraniczenia prawdy, od propagandy. Jako emerytowany górnik nie miałem żadnego przygotowania pisarskiego. Więc moją przygodę pisarską zacząłem od kursu literackiego, który znana pisarka i poetka Marta Fox, prowadziła w Bibliotece Śląskiej w Katowicach. Na jego zakończenie wydano almanach, w którym umieszczono moje pierwsze „dzieło” literackie. Zachęcony, przystąpiłem do opisywania dokumentów rodzinnych, od XIX w. nierozerwalnie związanych z Załężem i jego historią.

Do dziś napisałem już dwie książki – „Asty kasztana” i „Synek z familoka”. Opisuję w nich początki industrializacji Załęża oraz etos górniczych familoków. Obie książki wydałem własnym sumptem, więc mogłem bez retuszu, zamieścić w nich pełne treści odnalezionych dokumentów. Nie jestem literatem ani kronikarzem, nie piszę też pod publiczkę, chcę jedynie udokumentować odnalezione dokumenty, w celu zweryfikowania wielu z obiegowych opinii koloryzujących lub wręcz przekłamujących pewne fakty z najnowszej historii Załęża.

Momentem przełomowym stała się lektura książki Michała Smolorza pt. Śląsk wymyślony. We wstępie do niej, autor napisał między innymi: „Czytelnikom życzę twórczej refleksji. Być może wspólnymi siłami uda się poważną część Śląska – tego „niewymyślonego” – z sejfów wydobyć, odhibernować i przywrócić do życia”. Po jej lekturze rozumiałem, że z historią jest podobnie, jak z pokładami węgla zalegającymi w głębi ziemi; najważniejsze fakty tkwią głęboko, ukryte pod powierzchnią poprawności. Ponieważ pozostał mi nawyk kopania, postanowiłem jeszcze trochę „pogrzebać” w innych źródłach, żeby zgłębić historię miejsca z którego pochodzę. W swoich dociekaniach docierałem też do osób starszych, wzbogacających moje dokumenty przekazami własnych przeżyć na różnych etapach historii Załęża.

Moje książki w niczym nie przypominają pięknego, białego pieczywa, bliżej im do zdrowego chleba razowego. Nie ma w nich zbędnych ozdobników, ale jest wiele autentycznych dokumentów, które w przyszłości mogą się przydać historykom.

WH: Jakich wskazówek udzieliłby pan osobom, które chciałyby zacząć przygodę związaną ze zbieraniem historii. Na co warto zwrócić uwagę i od czego zacząć?

GP: Przyszłym amatorom poszukiwań śląskich historii poleciłbym drogę, którą sam przebyłem: przeczytać książkę Michała Smolorza „Śląsk Wmyślony” i zgodnie z sugestią zawartą w jej wstępie, wydobyć z sejfów stare dokumenty rodzinne. Dalszych informacji poszukać w odpowiednich instytucjach publicznych. Niestety dostęp do wielu z nich jest coraz trudniejszy. Warto więc poszukać naukowców zajmujących się daną tematyką i za ich pośrednictwem pozyskać potrzebną wiedzę. Dużo ciekawych rzeczy można się również dowiedzieć od starszych mieszkańców. W ten sposób odnalazłem tak zwany „Schlafhaus”, czyli dom w którym mieszkali budowniczowie załęskich familoków!

Warto opisywać te wszystkie wspomnienia, ponieważ już niedługo odejdą w zapomnienie wraz z kopalniami i hutami – symbolami mijającej epoki industrializacji. Dziś często stajemy przed dylematem, co zrobić z zabytkową zabudową postindustrialną. Wyburzyć? Czy na nowo zagospodarować? Dla mnie jest to świętość, którą chciałbym zachować niczym egipskie piramidy, choć wiem, że jest to irracjonalne. Pozostaje więc jedynie dokumentowanie tego, co jeszcze jest, a jak to jest ważne mogliśmy się przekonać podczas niedawnych obchodów 150 rocznicy powstania miasta Katowice. Obok nowej moderny pokazywano również stare, secesyjne kamienice świadczące o jego długoletniej historii. A jak mówił twórca Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju Jacques Attali – „zabytki stanowią trwały majątek narodu świadczący o jego zamożności”.

WH: Którą część Załęża darzy pan szczególnym sentymentem?

GP: Moje całe młodzieńcze życie związane jest z załęskimi familokami, więc one są najbliższe memu sercu. Wychowałem się u babci w familoku przy ul. Pokoju, skąd z rodzicami przeprowadziłem się do familoka przy ul. Limanowskiego (dziś ul. Wyplera). Tam urodzili się moi bracia, a następnie przeprowadziliśmy się na ul. Wiśniową. Po założeniu rodziny ponownie zamieszkałem na ul. Wesołowskiego (dawnie ul. Limanowskiego), a kiedy ojciec przeszedł na emeryturę, rodzice przeprowadzili się do nowych familoków (tzw. Nojbau), położonych pomiędzy ul. Pokoju i ul. Bocheńskiego. Tak więc całe moje dzieciństwo oraz wczesne lata młodzieńcze toczyły się wokół załęskich familoków

WH: A czy ma pan jakieś marzenia związane z Załężem?

GP: Marzę o tym aby Załęże przestało być pokazywane jako najgorsza dzielnica Katowic. Chciałbym też znaleźć grupę ludzi skłonnych do zagospodarowania wielu dawnych miejsc, wartych zachowania ich dla potomnych. Aby zdjąć stygmat z tej dzielnicy, trzeba utworzyć nowe, proste miejsca pracy, bez których trudno będzie tą robotniczą dzielnicę na nowo ożywić. Uniwersytet w niej nie powstanie. Szkoda jedynie zmarnowanej infrastruktury dawnej kopalni Kleofas, w której można by na przykład, zainstalować sortownię śmieci. Dziwię się, że nikt na taki pomysł nie wpadł, przecież za drogą znajduje się MPO.

Niedawno miałem okazję wystąpić w interaktywnym reportażu redaktorów Dziennika Zachodniego – Marii Zawała i Karola Gruszki, zatytułowanym „Pokłady pamięci”. Powstał on na zlecenie szefostwa SCC, z okazji 10 rocznicy otwarcia tego ogromnego kompleksu handlowego, wybudowanego na terenie dawnej kopalni Gottwald. Wraz z innymi byłymi pracownikami kopalni Gottwald wspominamy w nim czasy, kiedy kopalnia wydobywała jeszcze węgiel. Zainteresowanie zwiedzających SCC było bardzo duże, wielu ludzi mogło poznać historię dawnej kopalni. Marzy mi się, aby dokręcić jeszcze reportaż o kopalni Katowice-Kleofas i całość udostępnić w Muzeum Śląskim. Kopalnia Katowice mogła by wówczas odżyć w nowym wcieleniu, w którym pokłady węgla, zastąpią pokłady pamięci.

WH: Bardzo dziękuje za rozmowę

Grupa Sąsiedzka Załęże, nieformalna inicjatywa mieszkańców wraz z Domem Aniołów Stróżów organizuje cykl spotkań z Panem Ginterem Pierończykiem poświęconych historii Załęża. Do tej pory odbyły się już dwa spotkania, które cieszyły się dużym zainteresowaniem. Zachęcamy do śledzenia profilu grupy na Facebooku, na którym można dowiedzieć się o działaniach grupy i planowanych przez nią dalszych spotkaniach z Panem Ginterem.

Reklama

4 KOMENTARZE

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here

Solve : *
5 + 1 =


Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.